Od zawsze wiadomo, że na początku był haos. Tak też było ze mną, a raczej z nami. Ja - córka mundurowego wychowana z siostrami twardą ręką, która od małego wiedziała co to ZOK, i on - mój mąż - najwspanialszy człowiek na świecie, który od początku pozwalał mi na moje (jak się mu na początku wydawało) szalone pomysły. Potem okazało się, że w tym szaleństwie jest sens.
Początki naszej przygody z DIY nie były łatwe. Dom na kredyt, nie do końca wykończony jak by się chciało, bo zwyczajnie nie było pieniędzy. Niby dom jest, ale gdzie wszystko pomieścic? Szaf brak bo i za co je zrobić? Jakieś meble do salonu kupione, garderoba w pudełkach. W końcu postanowiłam. To nie może być takie trudne. Zrobimy sami meble dla naszej córeczki, bo nawet nie mam w czym trzymać jej ubranek. Przecież to nasza księżniczka i nie może gnieździć się w jednej komodzie. I to łóżeczko ....zaraz z niego werośnie.
Tak więc postanowione. Robimy łóżeczko, szafę i półki. W następnym wpisie dołączę zdjęcia i coś o nich poopowidadam.